Rajd Walentynkowy

14 lutego to dzień św. Walentego – patrona miasta Bieruń. Dlatego jak co roku w tym dniu Klub Turystyki Kolarskiej „Gronie” w Tychach po raz dziewiąty zorganizował „Rajd Walentynkowy”.

 

Czwórka kolarzy z naszego klubu postanowiła wziąć w nim udział. Na miejsce naszego spotkania ustaliliśmy znaną wszystkim kolarzom pizzerię „Przystanek Królówka”. Stawiliśmy się przed czasem, co pozwoliło nam wyruszyć wcześniej na miejsce zbiórki wyznaczone pod oddziałem PTTK w Tychach. Przez Zgoń i Kobiór dotarliśmy do Pałacyku Myśliwskiego w Promnicach, gdzie zrobiliśmy krótki postój podziwiając jego piękno w zimowej scenerii. Następnie wzdłuż Jeziora Paprocańskiego udaliśmy się na miejsce startu, gdzie zebrała się grupa około 30 osób. Trasa rajdu wiodła przez Paprocany do Bojszów, gdzie zatrzymaliśmy się przy kościele p.w. Narodzenia św. Jana Chrzciciela. Na cmentarzu obok kościoła znajduje się zbiorowy grób Powstańców Śląskich oraz tablica upamiętniająca zamęczonych w obozach koncentracyjnych przez III Rzeszę. Po krótkiej modlitwie udaliśmy się kawałek dalej pod pomnik poświęcony mieszkańcom Bojszów, którzy uratowali życie uciekającym więźniom z obozu KL Auschwitz – Birkenau, w tym znanego polskiego aktora Augusta Kowalczyka.

 

Metą rajdu był drewniany kościółek – sanktuarium św. Walentego w Bieruniu Starym. Znajdują się w nim relikwie tego świętego, należy on też do Szlaku Architektury Drewnianej województwa śląskiego. Po zwiedzeniu kościółka i krótkim odpoczynku udaliśmy się w drogę powrotną, zatrzymując się jeszcze na bieruńskim rynku na pamiątkowe zdjęcie przy Pomniku Utopca i Pomniku Powstańców Śląskich. Przez tereny przemysłowe dotarliśmy pod kościół św. Franciszka i św. Klary w Tychach, budowany na wzór średniowiecznej świątyni znajdującej się w Asyżu. Kościół zbudowany jest na planie krzyża i ma 5 wież, a każda z nich oznacza ranę Chrystusa. Wieże przy wejściu odpowiadające ranom nóg i boczne wieże symbolizujące rany rąk są niższe – 40 metrowe. Ostatnia wieża symbolizująca serce Jezusa sięga 70 metrów. Niestety kościoła nie udało nam się zwiedzić. Pod świątynią rozstaliśmy się z naszym przodownikiem i udaliśmy się w drogę powrotną. Podziwiając zimowy krajobraz kobiórskich lasów dotarliśmy na Królówkę gdzie pożegnaliśmy się udając się do swoich domów.

 

Każdy z nas przejechał około 100 km marząc o wiośnie i częstszych wyprawach rowerowych w wyższej temperaturze.

tekst Katarzyna Niewińska
zdjęcia Katarzyna Niewińska i Krzysztof Orłowski