Zgodnie z planem spotkanie chętnych na wypad do Katowic odbyło się przy dworcu PKP w Żorch. Dwuosobową grupą dojechaliśmy na stacje kolejową w Orzeszu. Trasa łatwa, ale temperatura w okolicach zera omal nie doprowadziła do odmrożenia końców palców. W pociągu czekali już na nas trzej koledzy z Rybnika. Dłonie odzyskały swoją normalną sprawność. Pociąg na trasie Orzesze-Katowice powiększył spóźnienie z 10 do 60 minut. Na spotkanie z Wagabundami na katowickim rynku oczywiście w takiej sytuacji nie zdążyliśmy. Spóźniliśmy się 30 minut. Na film w izbie pamięci huty metali nieżelaznych – głównie cynku, w Szopienicach dotarliśmy już tylko z 5-cio minutowym opóźnieniem. Dalej w dużej 60 osobowej grupie zorganizowanej przez „Wagabundę” zaczepiliśmy młodą parę, przejechaliśmy przez zabytkowy Nikiszowiec i Giszowiec, by w końcu dotrzeć do miejsca biwakowego w Lesie Murckowskim. Po drodze w okolicach Murcek przygarnęliśmy do nas Nelę i Zdzicha Bartczaka, którzy całą drogę do Katowic przebyli na rowerach. Od tej pory było nas siedmioro wspaniałych. Na zdjęciu grupowym jest nas więcej, bo dołączyła do nas koleżanka Yung Kim z Korei Południowej. Do Tychów dojechaliśmy drogami mało uczęszczanymi. Dalej przez Kobiór, Zgoń, Królówkę do Woszczyc, gdzie rozjechaliśmy się w kierunku Żor i Rybnika.
Pogoda była wymarzona na wypad rowerowy. Wycieczka była ciekawa, ale wymagała większego niż zwykle zaangażowania, co miało wpływ na udział statystyczny. Na siedmiu uczestników z naszego grona tylko trzech było z Żor, w tym tylko jedna kobieta, której należą się słowa uznania.