Na rynku zjawiło się nas sześcioro. Ustaliliśmy trasę do Łazisk przez Szczejkowice, Palowice i Orzesze. W Bełku przygarnęliśmy piątkę kolegów z Rybnika i okolic. Podjazd na Wzgórze św. Wawrzyńca w Orzeszu sprowokował mnie i Michała do silniejszego naciśnięcia na pedały. Dostało mi się za to po uszach od Eli. W Łaziskach Górnych złożyliśmy kwiaty na grobie kolegi Józefa Czepmy. W Łaziskach Średnich zwiedziliśmy izbę pamięci kopalni Bolesław Śmiały i weszliśmy na starą hałdę, by zobaczyć panoramę Górnego Śląska. Na koniec ognisko i kolarzy rozmowy przy kiełbasce. Wracaliśmy bocznymi drogami. Ja prowadziłem, inni mi zaufali. Tylko jeden raz wjechaliśmy w „ślepą uliczkę”, czyli w leśną ścieżkę, która w końcu stała się nieprzejezdna. Zostało mi to wybaczone, gdy dotarliśmy do baru w Królówce.
Wprawdzie słońce operowało ostro, ale temperatura dawała znać, że to już jesień. Dodatkowo brak wiatru. Wszystko to sprawiło, że atmosfera do jazdy była doskonała. Po raz pierwszy z Wandrusami pojechał kolega Robert. Z jego opinii można było wywnioskować, że jeszcze nieraz spotkamy się z nim na wspólnych wypadach.