Długo czekałem na dzień wyjazdu, na moją kolejną wyprawę rowerową. Tym razem wybrałem z dużego wachlarza imprez zagranicznych Lazurowe Wybrzeże kończące się na Riwierze Francuskiej. Ze znanych miejscowości odwiedziłem we Włoszech: Portofino, Genuę i San Remo. Monako z Monte Carlo i po stronie Francuskiej Niceę, Cannes i Saint-Tropez. Jechałem całą trasę (około 550 km) bulwarami nadbrzeżnymi morza śródziemnomorskiego. W „walce” o prymat w tym regionie Europy moim zdaniem lepiej jest we Francji gdyż mają prawie całą trasę przygotowaną pod rowery. Widoki i infrastrukturę hotelarską mają podobną Całe wybrzeże jest z palmami i innymi egzotycznymi dla nas roślinami. Ścieszki rowerowe, możemy pomarzyć o takich w naszym kraju. W San Remo mieście festiwalu piosenki, przepięknie. W Monte Carlo przygotowania do kolejnego wyścigu formuły F1. Przy nabrzeżach jachty z żaglami i motorowe po 50-70 m długości, a co drugi z flagą Rosyjską.
Niceę przejechaliśmy wzdłuż morza gdzie w końcu kwietnia ludzie już zażywają kąpieli słonecznych. Cannes, byłem przy budynku gdzie odbywa się słynny Festiwal Filmowy, ale nie było czerwonego dywanu na mój przyjazd gdyż festiwal odbędzie się od 14-25 Maja (zdjęcie z czerwonym dywanem z ubiegłego roku). W mijanych miejscowościach b. dużo kasyn, nie wpuszczono mnie do kasyna w Monako w stroju sportowym, szkoda bo czułem, że mam fart na duużą kasę ;-). No i słynne z filmu „Żandarm się żeni” Saint Tropez. Jest na nabrzeżu naśladowca (klaun) słynnego żandarma, boki zrywać. W ostatni dzień byliśmy (bus) w miejscowości Aiguines w Prowansji i tam na rowerach pojechaliśmy zobaczyć najpiękniejszy kanion w Europie o nazwie „Wielki Kanion Verdon”. Jest też tam piękny most o nazwie „Most Chauliere na Artuby.
Całą moją eskapadę uważam za wysoce udaną pod względem krajoznawczym, natomiast koszty to: 2250 zł przejazd tam i z powrotem, transport bagaży na trasie, noclegi i pełne wyżywienie, 75€ kieszonkowe na piwo na nabrzeżu, owoce, napoje i pamiątki. Beczułka 5 litrowa wina białego lub czerwonego 5,99€ w marketach. Może kiedyś by się zebrała grupa chętnych wandrusów na taką wyprawę, polecam.