Dla nas „Wandrusów” rajd rowerowy na Górę św. Anny rozpoczął się bardzo wcześnie rano, bo już o 5.45 wyjechaliśmy z Żor. Żwawym tempem dotarliśmy na miejsce zbiórki w Rybniku i czekaliśmy na resztę chętnych aby wyruszyć na rajd. Cała grupa rowerzystów liczyła 23 osoby w tym 12 „Wandrusów”. Nasz prowadzący, Bogdan Paszek przygotował bardzo spokojną i bezpieczną trasę. Przejeżdżaliśmy między innymi przez Rudy, Starą Kuźnię, Zalesie Śl. aż do Leśnicy na Górę św. Anny. Na miejscu byliśmy dużo przez czasem co pozwoliło nam spokojnie się zakwaterować w „Schronisku Młodzieżowym” i trochę odpocząć. Msza Święta , która odbyła się w Sanktuarium św. Anny, była pięknym przeżyciem duchowym. Bogdan przygotował dla nas jeszcze jedną atrakcję rowerową. Po mszy św. naszymi poświęconymi rowerami , poprowadził nas do Kamienia Śląskiego. Ta niewielka miejscowość położona wśród lasów, cicha , spokojna, emanująca świętością , bo przecież tu urodził się św. Jacek… jest miejscem , które przyciąga wielu pielgrzymów i turystów. Dom rodzinny św. Jacka stał się na powrót Sanktuarium, które można podziwiać. Cały obiekt jest tak urodziwy, że nowożeńcy w plenerach robią sobie pamiątkowe zdjęcia . Co niektóre osoby też skorzystały z tych przywilejów. W tym dniu przejechaliśmy ok. 108 km.
Niedziela powitała nas cudowną słoneczną pogodą. Jak przystało na „Wandrusów” z dobrymi humorami i uśmiechem na ustach ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Mieliśmy okazję przejeżdżać przez miejscowość Zimna Wódka, gdzie w tym bardzo gorącym dniu tylko nazwa przypominała nam o czymś zimnym. W miejscowości Rudziniec mogliśmy podziwiać dwa obiekty godne uwagi. Drewniany kościół p.w. Michała Archanioła , gdzie bardzo życzliwy proboszcz tej parafii opowiedział nam historię tego kościółka. Jedną z ciekawostek w tym kościele to wnętrze udekorowane polichromią z 1657 roku. Drugim obiektem , które oglądnęliśmy była Wieża przeciwpożarowa o wys. 36 m. Było na co popatrzeć. Po duchowych i wizualnych przeżyciach nie pozostało nam nic innego , jak siłą nóg uruchomić rowery i ruszyć dalej. Nie wiem jak to Bogdan robił ale gdzie mieliśmy postój to wszystko było przygotowane i dopięte jak to się mówi na ostatni guzik. Trochę głodni , mogliśmy zasmakować domowego posiłku w fajnej restauracji poleconej oczywiście przez prowadzącego. Tak jak to w grupie bywa, każdy miał ochotę na coś innego i poszły w ruch zamówienia na rolady, żeberka i golonka.
No cóż , rajd dobiegał końca, grupa „wykruszała” się po drodze, ale cali, zdrowi i szczęśliwi wróciliśmy do swoich domów. W drodze powrotnej pokonaliśmy do Żor ok. 93 km.Wielkie dzięki wszystkim uczestnikom rajdu, naszym „Wandrusom” , koleżankom i kolegom z Rybnika i okolic oraz oczywiście Bogdanowi za prowadzenie i przygotowanie wszystkich atrakcji rajdu.