57. Ogólnopolski Zlot Przodowników Trystyki Kolarskiej PTTK

Organizacji tegorocznego 57-go zlotu podjęła się Świdnica, oczywiście wsparcie znalazła w wielu instytucjach, dla których ruch turystyczny jest inspiracją w działaniach kulturalnych i oświatowych.

Na miejsce dojechaliśmy w ulewnym deszczu w okolicach Wałbrzycha co było zaskoczeniem dla mających słoneczną pogodę w Świdnicy. Pierwszym zaskoczeniem były świadczenia dla uczestników, w tym porządna koszulka – no może brakowało jej tylko kieszonki na telefon czyli nasze uzależnienie od cywilizacji.
Kolejnym wrażeniem była nasza kwatera nad zalewem przy „Polnej Drodze” Polną była z nazwy a ruchliwą całkiem, całkiem gdyż była obwodnicą ale tylko dla aut osobowych. Do bazy Zlotu mieliśmy 5min rowerem 15min per pede czyli piechotą. Niektórzy aby sobie drogę skrócić zaliczyli zabytkowy cmentarz – drogi w ciemnościach dokładając. Mieszkaliśmy w pensjonacie „Eliza” wyposażonym na standardzie europejskim no może nie „exkluziw” ale komfortowym z ręcznikami w łazienkach i porządnym aneksem kuchennym. Mieliśmy do dyspozycji miejsce dla integracji niezależne od pogody.

 

Dzień 1 – Niedziela.
Otwarcie wg tradycji uświetniły pokazem mażoretki ale nie Żorskie tylko miejscowe i pokaz ekwilibrystyki rowerowej co nie było łatwe gdyż na „kocich łbach”.
Następnie mieliśmy możliwość wejścia na najwyższą na Śląsku wieżę Katedry (103m) – kolejka tak długa iż odpuściliśmy.
Pierwsza trasa „Szlakiem Krzyży Pokutnych” mogła zaskoczyć, bodaj 22, a 5 w samej Wierzbnej.

Dzień 2 – Poniedziałek.
Zdobywamy Ślężę. U podnóża Parking rowerowy solidnie strzeżony rowery wydawane za zgodnością identyfikatorów, dla mnie był błędem gdyż mogłem na szczyt wyjechać a pełzałem po kamolach w butach z blokami,niestety odbiło się to w następnych dniach. W drodze powrotnej dostał nam się rzęsisty deszczyk i elektryka mi ciut zaparowała.

Dzień 3 – Wtorek.
Szlaki nasze niekoniecznie pokrywały się z wyznaczonymi przez organizatorów bo wiadomo „WANDRUSY” mają własne.
Dzień miał być lajtowy ale 40 km/h i wiatr w twarz to nie taki lajt. Szlak zabytków techniki Oglądaliśmy lokomotywownię, w której są konserwowane zabytkowe egzemplarze lokomotyw i wagonów. Między innymi lokomotywy, pod które rzucili się Wokulski i Anna Karenina sceny kręcone na zabytkowym dworcu we Wrocławiu. Przewodnik wyjaśnił iż z lokomotyw zarekwirowanych przez Niemców odzyskaliśmy 40 nie wszystkie sprawne, a z ewakuowanych przez kolejarzy na Kresy ponad 60 – żadnej. To niepełna liczba strat.
Ciekawostką unikalną był wagon pancerny wykonany metodą gospodarczą z betonu zbrojonego wylanego między dwie warstwy desek. Wagon ten służył do walki z partyzantką w Górach Świętokrzyskich i nosi widoczne ślady po kulach, jak on tu trafił – losy nieznane.
Pociechą z pogody była możliwość zobaczenia na horyzoncie Śnieżki. Obiad zjedliśmy w Żarowie, koledze Mariankowi pękła szprycha i wróciliśmy do Świdnicy aby znaleźć serwis.

Dzień 4 – Środa
Jedziemy w kierunku Zamku Książ. Po drogach polnych leśnych i szutrowych dotarliśmy nad Jeziorko i rezerwat Dejsi, pani z Pszczyny i rodziną Von Pless skoligaconą. Po co i na co budowle nad tym jeziorkiem wzniesione to tylko ona wiedziała.
Po drodze kolega miał drobną wywrotkę, okazało się iż w zespole mamy profesjonalny zespół medyczny z wyposażeniem, niestety telefonu kolegi odratować się nie dało.
Na drodze kolega wypatrzył zegarek, właścicielką okazła się nasza koleżanka która wytrzęsła go z saszetki, cuda? niewidy?
Zamek Książ, parking rowerowy przedtem palmiarnia w Lubiechowie.

Dzień 5 – Czwartek
Mamy rowerową procesję z tym, że naszymi ołtarzami są kościoły. Około 300 rowerzystów robi sensację na 40 kilometrowej trasie.

Dzień 6 – Piątek
Jadę na autokarową wycieczkę na czeską stronę do rezerwatu geologicznego. Błędne Skały przy tym cudzie natury są namiastką.

Oficjalna Galeria zlotu.

tekst Marian Stokowiec