Wszystkiego można zapomnieć, ale tego maratonu zapomnieć się nie da.
Zaczęło się to jeszcze w Bogdańcu. Szerszeń Zenek, po wysłuchaniu mojej relacji z nieszczęść, jakie spotkały mnie na trasie bogdanickiego maratonu, zaproponował mi przyjazd we wrześniu na maraton do Trzebnicy. Zapewnienie, że w Trzebnicy maraton będzie jeszcze lepiej zorganizowany nie tyle mnie zachęciło, co pobudziło moją ciekawość. Dlaczego by nie spróbować? Trzebnica do tej pory z niczym mi się nie kojarzyła. Była nieznana, tajemnicza, zarówno ona jak i okolica. Mogłem wystąpić w kategorii roweru „inny”, bo o szosowym to nawet nie próbuję marzyć. Kategoria wiekowa ściśle określona – KV. Został tylko dystans do wyboru – 112, 224, 336 km. Najkrótszy dystans to ponad setka, dla mnie to betka. W tym roku zaliczyłem Jurę Marathon Częstochowa-Kraków 180 km, więc wypadało podnieść poprzeczkę. Wybrałem 224. Trzysetkę też kiedyś zaliczę, ale może jeszcze nie w tym roku.
Pełna treść relacji w załączniku (doc)
- Załączniki
- Pełna relacja