Jesienne Spotkania Rodzinne – Las Murckowski

Zgodnie z planem chętni na wypad do Katowic zebrali się przed dworcem PKP w Żorch przed godziną ósmą. Było nas tylko troje. Po skonfrontowaniu zamiarów i sił postanowiliśmy 40 kilometrów do Katowic przejechać na rowerach bez korzystania z pociągu.


Zespół jest tak silny jak najsłabsze jego ogniwo. Tym razem to ja okazałem się tym najbardziej hamującym tempo przejazdu, a dokładnie to dętka w tylnym kole mego roweru pozbyła się zawartego w niej powietrza na K81 w lasach woszczyckich. Czy już ktoś wymieniał dętkę przy temperaturze w okolicach 0°C? Było to dla mnie nowe doświadczenie. Opona w niskiej temperaturze kurczy się i ma mniejszą średnicę niż zwykle. Nieźle trzeba się namęczyć, by ją nałożyć na obręcz, gdy zmarznięte końce palców nie mają czucia. W efekcie operacja wymiany dętki trwa 3 razy dłużej niż normalnie. Nie życzę nikomu takiego przeżycia.
Mimo to daliśmy radę. Trasę przez Łaziska Średnie, Mikołów, Zarzecze, Piotrowice, Muchowiec pokonaliśmy zjawiając się przed Muzeum Historii Katowic przed przybyciem w to miejsce pozostałych uczestników imprezy. Tu spotkaliśmy się z czteroosobową grupą Wandrusów z Rybnika, którzy do Katowic przyjechali pociągiem.


Po zwiedzeniu muzeum cała grupa pod przewodnictwem naszych kolegów z Wagabundy przejechała około 20 km do Rezerwatu Leśnego ”Las Murckowski”. Tu w ramach wpisowego dostaliśmy kiełbaski, które upiekliśmy na ognisku. Każdy dostał też spory kawałek jabłecznika. Tradycyjnie wzięliśmy udział w konkursie wiedzy ogólnej. Nie sadziliśmy drzew i nie wchodziliśmy na wieżę obserwacyjną zwaną przez leśników obserwatornią. Nie było nam to dane, bo musieliśmy wcześniej wyruszyć w drogę powrotną, by zdążyć do domu jeszcze przed zapadnięciem zmroku.


Wycieczka była atrakcyjna, bo Wagabunda jak zwykle postarał się o to, ale wymagała większego niż zwykle zaangażowania w pokonanie kilometrów. Z grona siedmiu osób, które pracowały na wizerunek Wandrusa było tylko dwóch mieszkańców Żor. Niech żałują wszyscy ci, którzy nie pojechali z nami. Może kilometrów w tym przypadku było więcej niż zwykle, ale wrażenia z wycieczki były warte tego trudu.

tekst Stefan Piekoszowski „Pstern”
foto arch. Wandrusa