W historii Żor było wiele pożarów, które zamieniały miasto w zgliszcza. Po pożarze, który wybuchł 11 maja 1702 roku utrwalił się w Żorach zwyczaj obchodzenia „Święta Ogniowego”, który trwa do dnia dzisiejszego. W bieżącym roku przypadła 310 rocznica obchodów tego święta. W związku z tym jako Wandrusy chcieliśmy uczcić to święto rajdem rowerowym związanym z ochroną przeciwpożarową – jej historią i współczesnością. Obecnie w Żorach (w powiecie) działa sześć Ochotniczych Straży Pożarnych i jedna zawodowa Państwowa Straż Pożarna. Właśnie u naszych Żorskich strażaków próbowaliśmy dowiedzieć się jak to z gaszeniem pożarów bywało, jakiego się sprzętu używało, no i oczywiście, jak to wygląda współcześnie.
Z ciekawszych zabytków udało nam się zobaczyć w drabinę strażacką o wysięgu 16 m z 1885 roku doprowadzoną do stanu u używalności przez komendanta OSP w Kleszczowie, konne wozy strażackie przy nieistniejącej straży pożarnej w Baranowicach i w garażu OSP w Rowniu. Obecnie sprzęt i wozy bojowe używane przez OSP najczęściej są zdobywane z demobilu, remontowane i utrzymywane w gotowości do działania przez społecznych entuzjastów, których pasją jest pomaganie społeczeństwu w trudnych sytuacjach. Trzeba wiedzieć, że dziś strażacy nie tylko bronią nas przed pożarami, ale pomagają nam w wypadkach komunikacyjnych, przy powodziach i katastrofach budowlanych. Przyjeżdżają nawet wtedy, gdy kot nie potrafi zejść z miejsca, na które się wdrapał, albo czyjąś posesję opanują szerszenie.
Dzięki uprzejmości i zaangażowaniu Komendanta Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Żorach mieliśmy okazję poznać nowoczesny sprzęt będący na wyposażeniu straży zawodowej i jego możliwości. Niektóre jego egzemplarze zostały nawet pokazowo uruchomione. By podsumować naszą wiedzę związaną z ochroną przeciwpożarową uczestnicy rajdu musieli odpowiedzieć na pytania testowe. Wszyscy zaliczyli test na ponad 60% a najlepsi mieli okazję spojrzeć na okolicę z kosza przejezdnego podnośnika hydraulicznego, którego wysięg to 40 m. Naprawdę jesteśmy wdzięczni Panu Komendantowi i podległym mu strażakom za wkład w uatrakcyjnienie naszego rajdu.
W sumie przejechaliśmy tylko 29 kilometrów. Mieliśmy możliwość zobaczyć miejsca, do których niełatwo jest dotrzeć, dowiedzieliśmy się o sprawach, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia. Mówi się, że w turystyce rowerowej nieważna jest ilość kilometrów, ale ich jakość. Tym razem atrakcyjność rajdu przerosła nasze oczekiwania, więc niech żałują Ci, którzy nie wzięli sobie urlopu na ten jeden dzień i nie pojechali razem z nami.